Tak właśnie jest z samochodem i zdjęciami. Kiedy tylko chcę gdzieś pojechać, wystarczy, żebym przez chwilę pogapił się na zdjęcia Evansa z Nowego Orleanu, albo Franka z Południowej Karoliny, by zaraz chcieć tam lecieć na złamanie karku. Jak wiadomo, między fotografią i podróżą istnieje związek intymny, choć nie taki, jakiego mogą się domyślać amatorzy widokówek kolekcjonowanych w osobnych folderach. Moje ulubione fotografie podróż zapowiadają, a nie ją podsumowują i choć ja sam zatrzymuję samochód co chwilę, żeby zrobić zdjęcie, to najintensywniejsze stany wzbudzają we mnie stany jeszcze niezobaczone, drogi jeszcze nieprzejechane, kible na stacjach benzynowych, w których jeszcze nie sikałem.
Michał Paweł Markowski